Ten człowiek każdego dnia wyrusza do niebezpiecznej krainy w poszukiwaniu skarbów.
Ta kraina ma swoją nazwę, ludzie zwykli mówić o niej: ,,CODZIENNOŚĆ”.
To zdjęcie wygrzebane z szuflady przedstawia poszukiwacza skarbów na plaży w Normandii.
Znalazłam się tam z moją przyjaciółką, Helene, z którą mieszkałam na pierwszym roku studiów. Z Helenką łączą mnie bardzo magiczne historie, głównie jeżdżenia bez pieniędzy autostopem połączone z nałogowym rozmawianiem z nieznajomymi. Tak też znalazłyśmy się w Normandii, po drodze spotykałyśmy przeróżnych dziwaków. Raz dołączałyśmy do studentów jeżdżących monocyklem do Turcji, raz do ludzi żonglujących na ulicy, raz do ultrakatolickich rodzin, które w dużym vanie miały pięć fotelików dla dzieci i kakofonię płaczu, innym razem lądowałyśmy w laotańskiej świątyni buddyjskiej na przedmieściach Paryża, innym razem dołączałyśmy do bezdomnych, czasami same byłyśmy bezdomne i włamywałyśmy się do akademika, by spać na podłodze, a potem uciekać przed napalonymi Senegalczykami. Historii było dużo. Każdy dzień niósł nową przygodę i był ciągłym, zachłannym odkrywaniem świata poprzez napotykanych ludzi. Natomiast to spotkanie, które uchwyciłam na tej fotografii było zupełnie inne. Z jednego powodu: nigdy nie rozmawiałam z tym człowiekiem. Nie wiem kim jest, nie wiem, jak często wybiera się na poszukiwanie skarbów, nie wiem, jakie skarby już odnalazł i na jakie jeszcze liczy. Jednak wielokrotnie wpatrywałam się w to zdjęcie z wielką nutką nostalgii. Wspomniane wcześniej barwne, szalone historie przygasały przy sile, z jaką zapisał się we mnie ten obraz.
Zachodziło słońce i plaża zrobiła się złota. Z góry widać było ślady tego mężczyzny, które wydeptał na piasku, widać było każdy jego trop, zapisał się i tworzył wzory. Przypomina mi to momenty, kiedy czasem chodzimy w kółko, wydreptujemy ścieżki, nie widzimy ich, lecz dopiero z góry widać jak blisko są siebie nawzajem, jak mało zmian niosą ich konstelacje i jak często prowadzą w tę i z powrotem zamiast zrobić kilka skoków przed siebie. Cień tego człowieka stał się większy niż on sam. Jednak światło kontrowe sprawiło, że jego sylwetka sama wygląda jak cień, jest tylko ostrzej zarysowana, ale co w tym wypadku jest prawdą, a co złudzeniem? Gdyby odwrócić to zdjęcie do góry nogami też by się obroniło. Czym jest więc ten cień? Dlaczego przerasta tego człowieka, a jednocześnie dodaje piękna, lekkości. I najważniejsze… Skarb. Ten człowiek chodził po plaży długo, byłam nim zahipnotyzowana. Być może robi tak codziennie. Być może codziennie wyrusza na poszukiwanie skarbu. Wygląda trochę jakby był z kosmosu, nie jest przeciętnym człowiekiem, trzeba mieć odwagę, by szukać skarbów. Dla mnie na zawsze pozostanie on zagadką, sylwetą, cieniem, w którym można by zauważyć każdego, chciałabym w to wierzyć, że każdy mógłby nim być. Że każdy mógłby codziennie poszukiwać skarbów. I niezależnie, czym lub kim te skarby są, najważniejsze, by być gotowym, by je spotkać.