Nie lubię definicji, zamykania genialnych, bezgranicznych konceptów w słowa, nadawania ram temu, co nienazwane. W fotografii udaje mi się przed tym uciec, ale bardziej fascynującym niż sama ucieczka przed nazywaniem, w fotografii jest dla mnie światło. W przypadku robienia tego zdjęcia temat światła oznacza jednak coś zupełnie odmiennego niżbyś mógł się spodziewać.
Ta kobieta po prawej jest zapewne starsza ode mnie, ale w mojej pamięci zawsze nazywałam ją ,Wnuczką”. Było w niej coś z dziecka, miała taką delikatną formę patrzenia, w jej wzroku była świeżość i lekka doza zachwytu. Niektóre kobiety patrzą w sposób zalotny tylko na mężczyzn, ale te naprawdę pociągające patrzą zalotnie na wszystko, co je otacza, mnie takie kobiety fascynują, widzę w nich ciekawość, niezaspokojenie, odwagę, a zarazem delikatność, taka była ,,Wnuczka”. Patrzyła i nie mogła się nasycić, jej wzrok nie był bierny, nie był też niespokojny. Emanował od niej spokój, był to spokój, który tworzy stabilną bazę do budowania siły, a nie tylko koi czy wycisza. ,,Wnuczka” szybko zapomniała o mojej obecności i całą uwagę poświęciła swojej niewidomej babci. To dzięki tej staruszce siedziałam razem z nimi w drewnianej chacie, wkoło panował niemiłosierny ukrop, żar wlewał się do środka przez szpary między deskami, na zewnątrz nie było wiatru, pył łaskotał w nozdrza, za moimi plecami grasowały dwie udomowione małpy, a nieco dalej siedziała para niewidomych staruszków. Byłam w chacie starszyzny społeczności tubylczej Ese Eja, kilka dni drogi płynięcia canoe w głąb dżungli od miasteczka Puerto Maldonado w Peru. Jednak egzotyka tego miejsca nic dla mnie nie znaczyła. Znalazłam się tam, by zrozumieć coś zupełnie innego.
Najpiękniejsze w tamtej chwili było zderzenie światła i cienia, niewidomej staruszki i tak intensywnie patrzącej ,,Wnuczki”. Ich spotkanie w półmroku i prześwitach słońca było dla mnie jak spektakl. Ta chwila była magnetyczna. Jedna ze scen, której jesteś świadkiem jak duch, nagle wnikasz w czyjąś rzeczywistość i nikt nie pyta, po co. Po prostu jesteś i obserwujesz. Na początku nie rozumiesz, dlaczego się tam znalazłeś, ale po chwili zdajesz sobie sprawę, że z każdą sekundą rozumiesz jeszcze mniej. I wtedy zaczyna się podróż. Ludzie obok Ciebie też nie rozumieją, ale nikt nie zadaje żadnych pytań. Te pytania byłyby jak słowa tłumiące życie czegoś, co nie ma ram i może zaistnieć tylko wtedy, kiedy jest wolne od wszelkich wytłumaczeń. To był jeden z tych momentów, kiedy zrozumiałam potęgę ciszy i skarb umiejętności, której uczyłam się cierpliwie przez wiele lat – umiejętności niezadawania pytań. Otwiera to tak niezgłębioną przestrzeń… Było to dla mnie bardzo inna przestrzeń niż ta pojmowana do tej pory.
Panowała między nami cisza i hipnotyczna harmonia. Siedziałam zaczarowana i patrzyłam na staruszkę, na każdy jej magnetyczny ruch, był jak odprawianie jakiegoś rytuału, w staruszce drzemała taka pewność każdego milimetra przestrzeni. Przestrzeń wokół tej niewidomej staruszki ożywała, budziła się. Nagle świat tej staruszki rozlewał się szerzej i szerzej z każdym jej ruchem. I wtedy, kiedy zanurzyłam się w jej świat, kiedy cisza była pięknym tłem do wygaszonych zmysłów tej małej chatki, wtedy pojawiła się Ona, ,,Wnuczka”. I nagle przez szczerbate deski zaczęło wpadać słońce, wręcz raziło, było ciepłe. Do tej pory nie odważyłam się przerwać tej magnetycznej atmosfery robieniem zdjęć, ale teraz było to silniejsze ode mnie. Dopiero gdy to uczucie wyrywa się ze mnie i nie mogę już nic innego z nim zrobić, dopiero wtedy go słucham. ,,Klik”.
Staruszka nie widziała tych intensywnych promyków słońca, nie czuła jego ciepła, gdyż siedziała w półcieniu. Nie mogła zachwycić się tym widokiem, ale jej przestrzeń była już inna niż na początku spotkania. Dla niej tym światłem była ,,Wnuczka”, nie musiała widzieć światła na zewnątrz, ona je czuła w tak bliskiej jej osobie.
Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o człowieku jako o świetle. Zaczęłam poszukiwać, jak takie światło zdefiniować, jak znaleźć, jak poczuć, jak zauważyć… Chciałam nauczyć się patrzeć jak ta niewidoma staruszka i zarazem jak jej ,,Wnuczka”, widzieć w drugiej osobie Światło, ulotne, choćby przez chwilę. I tak mi już zostało, tak staram się patrzeć.