Przez wiele lat moją największą ambicją było zostać niewidzialną. Podczas podróży chciałam wnikać w życia ludzi tak jakbym była duchem. Chciałam dotykać ich prawdziwej natury, omijając maski, które zakładają lub muszą zakładać, chciałam być ich powiernikiem sekretów i najskrytszych marzeń. A jednak to za mało…
Pojawiałam się w ich życiu na chwilę i moja obecność stawała się przestrzenią, w której może wybrzmieć wszystko to, co na co dzień należy ukrywać, co niesie wstyd lub jest zbyt delikatne, by pokazać to na zewnątrz. Taki też był mój sposób fotografowania. Chciałam stać się powietrzem, pozwolić na chwilę zapomnienia, w której mogłabym uchwycić moment pomiędzy pozą a oddechem, moment prawdy, tego nałogowo szukałam. Bycia niewidzialnym uczyła mnie też antropologia, w badaniach terenowych miałam stać się obserwatorem uczestniczącym, czyli niby jestem, ale udaję, że mnie nie ma. Bycie niewidzialnym było moją obsesją, w każdej sytuacji starałam się być bardziej i bardziej niewidzialna. Aż do czasu, kiedy spotkałam pewnego Rastafarianina na Jamajce. Rozmawialiśmy długo, aż nagle przerwał naszą dyskusję:
– Co studiowałaś? – zapytał, odrywając ręce od bębna i odgarniając z twarzy długie dredy, które spadały mu na twarz.
– Antropologię, robienie filmów i fotografię.
– A co to jest antropologia? – zapytał zupełnie naturalnie jak dziecko. Na chwilę zastygłam, nabrałam powietrza w płuca i chciałam wytłumaczyć mu to bardzo prosto:
– Antropologia polega na spotykaniu ludzi, wnikaniu w ich życia, byciu niewidzialnym i próbie zrozumienia ich świata.
– Czyli jeździsz po świecie i przeżywasz życia innych ludzi?
– Tak można to określić.
– Przerąbane! – obruszył się i nie mógł w to uwierzyć – A kiedy będziesz przeżywała swoje…?!
I to był moment, kiedy zredefiniowałam pojęcie bycia niewidzialnym.
Ten prosty człowiek zmienił moje postrzeganie spotkań z ludźmi, od tamtego momentu zaczęłam patrzeć na to jak na przestrzeń kreatywną, przestrzeń między dwojgiem lub większą liczbą ludzi, kiedy dzieje się COŚ niepowtarzalnego. I to COŚ można próbować nazwać, ale żyje ono tylko w tamtej chwili i natychmiast umiera. Staram się zatrzymać je zachłannie w fotografiach, filmem próbuję dotknąć tego, co niewidzialne. I zrozumiałam, że to nie ja jestem w tym procesie niewidzialna, nie muszę być, gdyż chodzi o to COŚ.