Wielogodzinne czekanie podczas przesiadek w samolotach pozwala mi uwolnić się od czasu. Jest coś magicznego w tym, że zegarek na ręku wskazuje jeszcze czas sprzed sześciu godzin lotu, zegary w Indiach wskazują godzinę jeszcze bliżej niezidentyfikowaną, a zegary na tablicach w Dubaju godzinę, do której lepiej się nie przyzwyczajać. Wielokrotnie podczas długich lotów gubiłam się w strefach czasowych, a zegarek pomimo usilnych prób przestawiania go, nagle odmawiał posłuszeństwa i przestawał działać.
Los Angeles – Singapur – Ho Chi Minh / Warszawa – Dubaj – New Delhi / Warszawa – Doha – Cape Town… Międzylądowanie. Ten stan przejścia pt. ,,lepiej się nie przyzwyczajać” bardzo mi się podoba. Pojęcie ,,późno” lub ,,wcześnie” nie może usprawiedliwiać zmęczenia. Nie ma też pojęcia ,,długo” lub ,,krótko”, czas po prostu jest, umowny jak zawsze. Zauważenie jego umowności pozwala mi na nowo dokopać się do odczuwania czasu w swoim ciele, do zwykłego bycia i słuchania go. Co dyktuje mi ciało, jego język, jego zniecierpliwienie, zdrętwienie, jego opuchlizna? Nic już nie mierzy stanów emocjonalnych usprawiedliwianych czasem. ,,Późno już… Muszę iść…”; ,,Już ósma godzina w podróży…”; ,,Sześć godzin czekania na drugi samolot…” – na ile te stwierdzenia oparte o mierzenie czasu wpływają na to, jak widzę świat? Czy nie jest tak, że mierzenie czasu takiego, jakim zwykliśmy go widzieć na tarczach zegarów manipuluje naszą rzeczywistością – nie tylko taką opartą o obowiązki, godziny pracy, czy deadliny, ale przede wszystkim rzeczywistością naszych emocji? Sprawia, że czujemy się bardziej zmęczeni, bardziej sponiewierani, bo stworzyliśmy sobie do tego miarę? A co gdyby zaufać sobie i co gdyby tej miary nie było? Czy wyznanie o zmęczeniu byłoby równie mocne, równie wiarygodne, równie wymierne, czy nie wystarczy, żeby było? Czy empatia z drugim człowiekiem potrzebuje miarek, tabelek, statystyk?
Wspólne mierzenie czasu pozwala też zabić wieczną tęsknotę do przynależenia, zabija pustkę, samotność. Tylko czemu się tego bać? Nie lepiej się z nią spotkać? ,,Jest sobota wieczorem… Będziesz tak siedzieć w domu?”; ,,Co robisz na Sylwestra?”. Czas pozwala czuć się częścią grupy, przeżywać coś razem, na ile czyni nas to szczęśliwszymi, na ile tego chcemy lub nie? Na ile nasze wybory są kierowane strachem przed byciem samemu, na ile mierzenie czasu wywiera na nas presję?
Lubię czas przejściowy, taki między przesiadkami. Lubię też taki czas w życiu codziennym. Życie w międzylądowaniu. Taki czas mnie nie przytłacza, nie ma w nim czegoś co wypada lub nie, on po prostu płynie, mogę w nim być jaka tylko chcę i ma prawo mi z tym być dobrze. W czasie przejściowym nie warto nawet przestawiać zegarka. …O! Wołają na samolot.
Napisane podczas międzylądowania, Doha, 2016.