Dla współczesnych Majów śmierć to etap przejścia – potrzebny moment, by mogły toczyć się naturalne cykle. By przyroda mogła budzić się do życia, by mogła odejść zima. Zatrzymanie tych etapów jest złe, nieprawdziwe, sztuczne. W tym rozumieniu umieranie jest zaszczytem, bo możemy w ułamku sekundy poczuć, że jesteśmy we właściwym miejscu i czasie, poczuć się potrzebni w wiecznym kręgu życia jak nigdy dotąd. Dlatego celebrowanie śmierci i celebrowanie życia w kulturach latynoskich to jedno i to samo – to jak najmocniejsze doświadczenie istnienia. W rozumieniu kultury Majow moment przyjścia życia lub odebrania życia to moment kiedy coś ,,dopełnia się”, kiedy wydarza się najwyższy z możliwych planów istnienia.
ŚMIERĆ JAKO NAGRODA
Mało kto wie, że składane na ołtarzach ofiary z ludzi przez klasycznych Majów było uważane za najwyższy rodzaj zaszczytu. Ofiary trzymane były w najlepszych warunkach, tuczone smakołykami, opływające w dostatku i rozpuście. Po czym tuż przed śmiercią wybrankowie mogli napić się kako, co poprawiało im humor oraz łagodziło ból, by za chwilę odejść w chwale. Bycie ofiarą dawało świętość, dawało moc.
Dzisiaj nikt nie składa ofiary z ludzi, jednak typowym jest, by w trakcie rytuałów składać ofiarę z kur, kogutów albo nawet świń czy byków. Po takiej ofierze Majowie wspólnie przyrządzają ofiarowane zwierzę, by razem je zjeść. Wspólne przyjmowanie świętości daje im jedność, czyli komunię, bycie razem, przyjmowanie razem i napełnienie się mocą ofiary. Bardzo rzadko mięso je się bez poprzedzającego go rytuału ofiary. Poświęcone zwierzę jest świętością, oddało swoje życie, by członkowie społeczności mogli się nim dzielić.
O ile Majowie nie poświęcają już w ofierze ludzi, o tyle poświęcają swoich bogów.
Jednym z nich jest Jezus. [!!!] Tak, dla Majów Jezus jest jednym z wielu bogów.
Stąd dużo kontrowersji na styku prekolumbijskich wierzeń pomieszanych z katolickimi tradycjami obchodów Świąt Wielkanocy, których doświadczyłam w Santiago Atitlan.
ŚWIĘTY MIKOŁAJ W WIELKANOC
Jednymi z ludzi przepędzanych co roku sprzed drzwi kościoła są tak zwani ,,zaskrystianie”, nie mają nic wspólnego z zakrystią jako taką. Są to ludzie, którzy poznali magiczne zaklęcia, moc słowa która zmienia rzeczywistość. Nie robią nic innego ponad śpiewanie pradawnych tekstów w momencie, kiedy Jezus umiera na krzyżu. Zakrystianie obwiniani są o to, że cieszą się ze śmierci Jezusa, kiedy tradycyjnie kościół katolicki uważa, że należy się smucić. Spór polega na różnicy w filozofii. Zakrystianie uważają, że ofiara z życia Jezusa to najlepsza rzecz jaka mogła się stać – w myśl prekolumbijskiego rozumienia ofiary według Majów. Natomiast księża uważają, że nie można ,,cieszyć się” ze śmierci Jezusa. Nie wiem, którą wersję polubiłby bardziej Jezus, ale ten spór sprawiał, że ludzie nawzajem się zabijali – tworząc nowe znaczenia ofiary bądź co bądź z ludzi.
Zakrystianie noszą czapki świętego Mikołaja. Dlaczego? Wyobraźcie sobie jak według opowieści naszych rodziców i dziadków św. Mikołaj pojawia się, by rozdawać prezenty. Lata po niebie, po czym przeciska się przez komin, by wylądować na ziemi i przekazać podarki. Dla Majów i każdych ludów rdzennych zakorzenionych w szamańskich wierzeniach owy komin symbolizuje tzw. axis mundi, czyli świętą oś, która łączy niebo i ziemię. Umiejętność łączenia mądrości nieba i ziemi daje niesamowitą moc. Najbardziej z szamańskich świętych w tradycji katolickiej jest właśnie święty Mikołaj uważany za świętego, który potrafi czerpać z największej mądrości niebios.
W kulturze majańskiej, kiedy ktoś założy maskę, a w tym wypadku czapkę i strój św. Mikołaja, to automatycznie przejmuje jego wiedzę, jego moc. Wraz ze starymi pieśniami staje się równie silny. Tego boją się księża i dlatego co roku przepędzają zakrystianów z Santiago Atitlan.
OFIARA Z ,,DIABŁA”
Jest jeszcze jedna osobowość, którą wszyscy katolicy najchętniej by przepędzili. Jest nią Maximon różnie definiowany, różnie nazywany. Dla niektórych jest diabłem, dla innych Judaszem, dla innych bożkiem odpowowiedzialnym za zdrowie, miłość i pieniądze, w każdej społeczności Maximon funkcjonuje pod inną postacią, dlatego może jest tak przewrotną figurą w kulturze dzisiejszych Majów. Jedno jest pewne, trzeba składać mu ofiary w postaci papierosów, cygar i mocnego alkoholu.
Maximon też jest składany w ofierze, sam składa się w ofierze – jak to mówią Majowie. W Wielki Piątek Maximon ,,popełnia samobójstwo”, stąd przyrównanie go do Judasza. Majowie natomiast tłumaczą to tak, że Maximon zdaje sobie sprawę, że musi umrzeć, by ponownie się narodzić – różnica w analogii do Jezusa jest jednak taka, że Maximon symbolizuje cykle natury, które w czasie Wielkiego Tygodnia się kończą i zaczynają od nowa.
Wielki Tydzień to czas tzw. dni wrażliwych kończących kalendarz agrarny Haab, który ma 360 dni + 5 dni Wielkiego Tygodnia, podczas których codziennie odprawia się rytuały. Kończą się one ofiarą z Maximona.
W niedzielnej procesji zmartwychwstania obecne są dwa zderzające się światy – procesja katolików czczących zmartwychwstanie Jezusa i procesja ,,tradycjonalistów” cieszących się z powrotu do życia Maximona. Z pewnością te dwie tradycje inaczej rozumieją ideę ,,ponownych narodzin” lub zmartwychwstania. Dla Majów życie i śmierć są wiecznym cyklem, a każda z dusz jest wieczna. Na poziomie dogmatów te dwie tradycje nie mają nic wspólnego, na poziomie głębokiego duchowego czerpania z korzeni, z przyczyn i skutków być może warto to poddać refleksji.
Czym jest ofiara dla Ciebie? Dlaczego pojęcie ofiary obecne jest w każdej tradycji niezależnie od różnic w dogmatach?
***
A dużo więcej o obchodach Świąt Wielkanocy oraz ostatnich dni agrarnego kalendarza wśród Majów znajdziesz w mojej książce 🙂 Zapraszam do lektury!